Last modification on
14.01.2021 | Józef Rumatowski
Gdy odebrałem wiadomość, zdziwiłem się. Zbiórka 2 godziny? Mieliśmy się spotkać u Patryka, więc nazajutrz wsiadłem w autobus i dojechawszy do celu stanąłem przed furtką, przed którą stał również Paweł. Furtka zabrzęczała. Weszliśmy do garażu. Po wejściu okazało się, że będziemy robić samoloty z lekkiej pianki.
Każdy z nas dostał do wycięcia określoną część samolotu. Ja wycinałem kadłub. Po wycięciu, zacząłem rysować linie pomocnicze. Wtem kadłub złamał się, i zostałem z dwoma częściami kadłuba w dłoniach. Na szczęście, mieliśmy zapasowy. Po przyklejeniu do niego niezbędnych części, okazało się, że zostały nam jeszcze skrzydła, a mieliśmy tylko 20 minut. Postanowiliśmy więc, że zostawimy Paprykowi skrzydła do wyschnięcia i zaczęliśmy porządki. Po skończeniu, zebraliśmy się w krąg i zakończyliśmy zbiórkę.
Na następną zbiórkę za tydzień mieliśmy wziąć sanki i dzienniczki, niestety śnieg trochę stopniał, więc gdy dotarłem do Papryka byłem nieco zmachany i spóźniony. Kiedy wszyscy się zebrali, ruszyliśmy na Golęcin w poszukiwaniu dogodnych stoków do zjeżdżania. Zjechaliśmy na jednej górce, lecz nie było to komfortowe, więc poszukiwaliśmy dalej. Tak szukając i szukając znaleźliśmy porzucone plastikowe pudła z logiem Żabki, które były całkiem świeże. Papryk uznał że musimy je zwrócić, więc wyruszyliśmy w podróż. Dotarłszy do Żabki, okazało się że kartony są kradzione, więc musieliśmy je oddać.
Gdy wróciliśmy z powrotem, dokleiliśmy skrzydła oraz wyważyliśmy samolot. Potem zdawaliśmy na sprawność artylerzysta, rzucając śnieżkami w świeżo zrobiony samolot.
Nikt nie zdał.
]]>Last modification on
04-06.09.2020 | Antoni Dąbrowski
Ostatni biwak, na którym nasza drużyna nocowała w pobliżu fortu mnie ominął, więc, gdy usłyszałem, że tym razem także będziemy mogli się udać w takie miejsce pomyślałem: “Biwak na forcie… to na pewno będzie ciekawe!”
Czemu piszę „na forcie” a nie „w forcie” lub „w pobliżu fortu”? Z tym nazewnictwem jest związany fakt o jego budowie, otóż cały jest on od góry przykryty warstwą ziemi, na której od lat rośnie trawa i krzaki. Gdyby spojrzeć na miejsce biwaku, to zdawać by się mogło, że fort to po prostu góra, do której wchodzą różne wejścia i z której wystają różne ceglane ściany. Ale gdy spojrzy się na fort od przodu, widać zupełnie co innego.
Tak naprawdę sprawa fortyfikacji to temat-rzeka, o którym można opowiadać bardzo, bardzo długo, ale ja jednak wolę opowiedzieć o wydarzeniach z pierwszego dnia biwaku.
Przyjechaliśmy do fortu, każdy swoim transportem. Następnie weszliśmy do fortu, gdzie Patryk otworzył główne drzwi. Przeszliśmy z latarkami przez fort i doszliśmy do miejsca biwaku. Następnie rozbiliśmy namioty, a zastępowi udali się do sklepu kupić brakujące artykuły żywnościowe. W międzyczasie uzbieraliśmy trochę drewna na ognisko. Potem chwilę czekaliśmy na zastępowych przygotowując kolację, którą razem z nimi zjedliśmy. Później udaliśmy się na ognisko, które po dłuższej chwili udało się wreszcie rozpalić.
Po śniadaniu w postaci jajecznicy odbył się bieg harcerski, punkty na nim były dość normalne, poza tym, że jeden odbywał się w forcie. Około popołudnia przyjechali ludzie opiekujący się fortem, i powiedzieli, że niedługo przyjedzie tutaj więcej ludzi zwiedzać fort. Gdy oni przyjechali i trochę pochodzili, my już skończyliśmy bieg i poszliśmy pomagać w pracach na rzecz fortu. Ja z resztą trzewikodziobów sadziliśmy tuje obok fosy, bo po prostu to można było zrobić. Inny zastęp pomagał w stajni, która była niedaleko fortu. W ten dzień także było ognisko, na szczęście obyło się już bez problemów z rozpalaniem.
Wstaliśmy dziś wcześniej, bo o 7:30. Od samego rana pakowaliśmy się i składaliśmy namioty. Sprzątanie skończyliśmy około godziny 10 i poszliśmy na mszę o 10:30 do kościoła. Po mszy poodbierali nas rodzice.
]]>Last modification on
14.09.2020 | Filip Olszewski
Dostałem jako zadanie opis przyrody z tegorocznego obozu. Będzie on napisany w dosyć nietypowy sposób, ponieważ będę opisywał rzeczy, które zrobiliśmy z darów lasu, bądź znaleźliśmy lub zauważyliśmy.
Zacznę od tego, iż na rękodzielnika musiałem przygotować kij proporcowy, czyli oskrobać z kory i oszlifować, aby był piękny i gładki. Było to zadanie proste jak bułka z masłem, może poza czasem, jaki musiałem na nie poświęcić.
Pozostając dalej w temacie drewna było one na obozie bardzo grube przez co nawet krótkie żerdki były ciężkie do przenoszenia. Poza tym często zdarzały się nierówne oraz w finezyjnych kształtach, a co za tym idzie pionierka naszego zastępu wyszła krzywa i stabilna niczym dwója na świadectwie.
Płynnie wracając w tematy rzemiosła Plaster wykonywał bardzo fajne plecione opaski z trawy (tzw. Sity). Były one splecione w sposób podobny do warkocza i wytrzymałe niczym pionierka drugiego próbnego. Niestety po pewnym czasie wysychały oraz zrywały się, ale poza tym jest to kolejny fajny przykład wykorzystania darów lasu.
Kontynuując temat rzeczy z darów lasu jeden druh z naszej drużyny (Józek) zrobił dżem. Co prawda użył do niego dzikiej wuchty cukru, ale pomimo to smakował nieźle (zwłaszcza jak na to, że był w większości zrobiony z darów lasu).
Dalej konsekwentnie pozostając przy darach lasu jedna z naszych kucharek (Emilka) zrobiła herbaty z liści malin i z samych malin (dwa rodzaje). Były one bardzo smaczne oraz miały bardzo fajny aromat, który dodawał im wyrazu.
Zgrabnie przechodząc do meserszmitów (pewnego rodzaju owadów) chciałbym je opisać żeby łatwiej było zrozumieć następny akapit. Meserszmity to są takie podrasowane komary o większych rozmiarach i mocniejszych ugryzieniach co powoduje, iż bardziej przerażają oraz sieją większy zamęt. Do tego czepiają się wszystkiego co staje im na drodze niczym rzep psiego ogona.
Pozostając w temacie meserszmitów mój Drużynowy (Patryk) znalazł “meser-skorpiona”, czyli skrzyżowanie meserszmita i skorpiona. Był on sporych rozmiarów i zaciekle próbował uciec z pudełka po drażach. Próbował się wydostać niczym karetka z korka. W pewnym momencie prawie by mu się udało, ale gdybyśmy nie zareagowali przygniótł by sobie głowę.
Przechodząc do wyglądu można napisać jedynie, że tył miał skorpiona, a przód meserszmita mówiąc zwięźle skorpion ze skrzydłami.
Ten opis jest nietypowy, ponieważ z perspektywy obozowej i z mojej perspektywy.
The End.
]]>Last modification on
20.07.2020 | Jan Waligóra
Serce łomotało mi w piersi… Nie mogłem ustać z nogami z galarety, więc usiadłem… Jeszcze chwila… Aż w końcu…
Wygląda to jak jakiś bardzo ważny moment, z perspektywy przeżywającego. Tak naprawdę były to moje przeżycia zaraz przed rozpoczęciem naszej sztuki, ale zacznijmy od początku.
Wystawienie własnej sztuki zaproponował Patryk już we wczesnym etapie planowania obozu. Wydało mi się to ciekawym pomysłem, było to dla mnie ciekawe rozwinięcie idei festiwalu - zamiast zastępów robiących scenki miała występować drużyna jako całość w pełnoprawnym przedstawieniu. Jadąc na obóz większość rzeczy związanych z wykonaniem było nieustalonych, był jedynie szkic fabuły i pobieżny projekt sceny. W bodajze niedzielę powiedzieliśmy drużynie o naszym planie, większość była sceptycznie nastawiona, lecz widziałem dwóch takich, którym oczy się zaświeciły na wiadomość o napisaniu scenariusza. Byli to Franciszek Kiernicki (dalej Kiep) i Jan Paweł (dalej JP). W ten sam dzień udało nam się napisać komendą pierwszą scenę i ogarnąć część strojów, a przez następne kilka dni Kiep i JP mieli zająć się pisaniem reszty, jak się później okazało, wierszem. Przedsięwzięcie to było tyle śmiałe co niemożliwe, jednak nasi panowie rzeczy niemożliwe robią od ręki - na cuda trzeba poczekać. Gdy skończyli, niezwłocznie zajęliśmy się próbami, oczywiście tuż po pozbieraniu szczęk z podłogi. Na początku szło siermiężnie, wszyscy byli tak podjarani tym tekstem, że nie mogli skupić się na swoich rolach, jednak próba za próbą i w końcu uzyskaliśmy zadowalający efekt. Ustaliliśmy termin ogniska, wysłaliśmy posłańców z zaproszeniami na spektakl (była to część próby zastępu JP), jednak, gdy doszło co do czego, ognisko, przy którym mieliśmy występować opóźniło się o kilka dni. Deszczowy dzień wykorzystaliśmy malując krzyże harcerskie dziewczyn złotą farbą. Jednak kiedyś ten dzień musiał nadejść i - nie zgadniecie co - nadszedł. Śpiewając piosenki i patrząc się w ogień myślałem tylko o jednym, żeby już wystąpić. Gdy skończyła się ostatnia piosenka przed naszym wystąpieniem, mój mózg działał na najwyższych obrotach. Byłem narratorem, nie musiałem się przebierać, więc nadzorowałem resztę, czy umieją swoje role i jak wyglądają. Gdy już upewniłem się co do ogarnięcia drużyny, udałem się na miejsce dla narratora - ławeczkę.
Serce łomotało mi w piersi… Nie mogłem ustać z nogami z galarety, więc usiadłem… Jeszcze chwila… Aż w końcu…
Zacząłem przedstawienie słowami: “Na początku była puszcza…” Potem wszystko działo się samo, Kiep świetnie wystąpił w roli szamana. Rozpalono kocioł pełen zielonych płomieni, a sam JP, autor tej sztuki zapomniał części swojej kwestii. Wszystko zakończyło się gromkimi okrzykami (harcerze nie klaszczą) i ogólną euforią. Wyobrażam sobie jak za kilkanaście lat nasi następcy będą czytać scenariusz i wyobrażać sobie jak kozacka musiała być aranżacja, a wyszło zaledwie bardzo dobrze.
Zresztą możecie samemu zobaczyć. Niestety w tym roku nam się trafił las o słabej akustyce, dlatego polecamy słuchawki 📢 i napisy.
“Puszcza”
SCENA I - POCZĄTEK
(Indian i Puszcza)
NARRATOR
Na początku była puszcza
Wychodzą wszyscy przebrani za drzewa.
A w puszczy plemienia Shauni, prawowici synowie i córy matki natury, zginający karki tylko wobec praw przyrody.
Indianin wyskakuje zza krzaka, napina łuk i puszcza. Wybiega za scenę przy indiańskim okrzyku.
Jednak z północy nadciągają chciwi ludzie próbujący położyć swoje chciwa łapy na dobrach tego lasu.
Wychodzą 2 pracownicy z siekierami i podchodzą do drzew, które pod siekierami się przewalają. Z tyłu wychodzi Gubernator.
GUBERNATOR
Ścinać! Precz z tymi dzidami! O, a tutaj dajcie biało-czerwoną taśmę, żeby nikt się nie zgubił.
PRACOWNIK 1
Ale Gubernatorze! Ten las jest taki piękny, poza tym mieszkają w nim Indianie i Watrz-Indianki.
GUBERNATOR
Nie obchodzi mnie to, kto nie przestrzega norm sanitarnych GiS’u winien szczeznąć w brudzie i nędzy!
SCENA II - PRZEDSTAWIENIE BIAŁEGO CZŁOWIEKA
(Gubernator, pracownicy, Puszcza)
NARRATOR
Kiedy rankiem ze skowronkiem powitano nowy dzień,
stała się rzecz wręcz okropna – las nawiedził mroczny cień.
Biały człek na ziemię zszedł, z chmur lunął ulewny deszcz
ZWIADOWCA
Wielki wodzu! Sprawa nagła,
idą wysłannicy diabła!
WÓDZ
Na wielkiego Filemona,
sprawa straszna i złożona.
Wysyłamy tam poselstwo,
niech okażą swoje męstwo.
SCENA III - POSELSTWO
(Gubernator, zwiadowcy)
NARRATOR
W rezydencji Gubernatora,
tam gdzie mieszkała lisów i Indian zmora,
na biurku leżały papiery różniste,
tam też rezydent miał swoją zadań listę,
na pierwszym miejscu: wyciąć las stary,
wszak nikomu nie zawadzi wyciąć starego śmiecia jak wyrzuca się z pracy leniwego cięcia.
Zamiast tego miała stanąć promenada, wielka, ponad wszystko piękna!
Nikt pozbycia się lasu nie zauważy,
za to jaki pieniądz się z tego uważy.
I tak myślał ten nikczemnik potępieniec,
co w piekle miał już ze smoły przygotowany wieniec,
on nie zważał na swe czyny, tylko wąsa podkręcał tak mocno, tak konkretnie i uśmiechał się przy tym szpetnie. Błyskał groźnie zębami jak wilk podczas pełni błyska swoimi kłami.
Ewidentnie był zadowolony, widać do swoich brudnych myśli się uśmiechał.
GDY NAGLE! Ktoś przyjechał.
Warta ze schodków ostatnich obwieściła gości niespodziewanych.
Aaa to te obdartusy, ci Indianie,
pełno jest tego pomiotu w naszym stanie.
GUBERNATOR
Czegóż chcecie moi mili,
czyżby was pobili?
POSŁANIEC 1
Blada Twarzo, my nie przyszli tu żartować,
tylko od twojego planu cię odwołać!
GUBERNATOR
Ależ o czym wy mówicie,
wszak wszystko jest znakomicie.
POSŁANIEC 2 Wielki most nad Wielką Wodą,
do świętego miejsca jest przeszkodą!
GUBERNATOR Aaa Wy o tym, promenada jest potrzebna,
jak podwieczorek po obiedzie, to rzecz pewna i niezbędna.
To uczynek jest dla ludu, a nie żadna ściema,
taka wola Nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba!
POSŁANIEC 1
W takim razie Siedzący Gerwazy daj sztucerówke,
niechaj strącę tę bladą makówkę.
GUBERNATOR
A więc wojny chcecie, czy Wy wiecie na jaką rzecz się piszecie?
POSŁANIEC 2
Dla nas to ni pierwszyzna, lecz powinność Boża,
sam wyjąłeś siekierę wojenną z pepoża.
SCENA IV - NARADA
(Wódz, Szaman, Indianin 1, Indianin 2)
NARRATOR
Wśród powszechnego bałaganu,
swądu fajek i łopianu,
zebrała się rada starszych,
by obmyślać plan działań dalszych.
INDIANIN 1
Biały człowiek, biała siła,
po nim już tylko mogiła.
Drzewa chcą nam wyciąć w pień,
nim nastanie zbiorów dzień.
SZAMAN
Jestem szaman z bożej łaski,
mam wizje wyraźnie straszną,
wszyscy będą nosić maski
i jeziora nam zamarzną.
Wzywam was duchy wszelakie
kto z was pragnie, kto z was łaknie,
bo mam nowe wizje takie,
że tu wkrótce drzew zabraknie.
Teraz wszystko jest zamglone,
lecz mamy przekierniczone;
na granicach są celnicy,
w rezerwatach koczownicy,
taki los nas może czekać
jeśli wciąż będziemy zwlekać.
Ostrzcie dzidy moi bracia,
bo wyraźna wizja wraca.
Ja szykuje broń psychiczną,
a nuż skutki złe i straszne
dzięki temu nas unikną.
SCENA V - DZIADY
(Wódz, Szaman, Indianin 1, Indianin 2, Indianin 3)
SZAMAN
Dawać kocioł, gotujemy.
INDIANIN 1
Co pichcimy?
SZAMAN
Dziś nie jemy.
INDIANIN 1
Więc znów czary?
SZAMAN
Dawać mi tu tamte gary!
INDIANIN 1
Posłuchaj szamanie drogi,
by nie było niedomówień,
twój czar gniewny jest i srogi,
a my tu nie chcemy umrzeć!
SZAMAN
Co to znaczy?
INDIANIN 2 Nie inaczej,
twoje gusła średniowieczne
zdają się być niebezpieczne,
z gara idą czarne buchy
i słychać przeklęte duchy
SZAMAN
Eeee, gadanie…
INDIANIN 2
To dokładne opisanie.
SZAMAN
Nie ma strachu.
INDIANIN 2
Zobaczymy.
SZAMAN
Weź składniki, policzymy.
SZAMAN
Dajcie mi menażkę szyszek,
4 gwoździe, kuroliszek,
2 ziarnka białego ryżu.
INDIANIN 3
Nie ma ryżu.
SZAMAN
Daj anyżu,
zwinięty w brązowe chusty.
INDIANIN 3
Panie, nasz spichlerz jest pusty.
SZAMAN
Jeszcze jeden ser półtłusty
INDIANIN 3
To są żarty?
SZAMAN
W plastrach lub na tarce starty.
INDIANIN 3
Jeszcze jakieś masz życzenia,
które są nie do spełnienia?
SZAMAN
Daj spis warty
INDIANIN 3
Czary to czy żarty?
SZAMAN
Magia czarna wymaga współpracy jak na alarmach,
jeden mówi reszta słucha,
bo inaczej będzie skucha!
SCENA VI - WIZJE ROBOTNIKÓW
(Szaman, Duchy, Robotnicy)
SZAMAN
Zbierzcie się tu łepki ciemne,
porzucamy treści miłe,
lekkie, swojskie i przyjemne,
Czarne z gara idą buchy
czas na te najcięższe duchy,
które męstwem siłą wiarą
niezliczoną żadną miarą,
wartość swą udowodniły
nim kości w grobach złożyły.
DUCHY
My wezwane przybywamy
i żądamy odpowiedzi,
Co? Jak? Gdzie? Dlaczego? Kiedy?
Mówcie tak jak na spowiedzi.
SZAMAN
Nawrócić trzeba niewiernych,
sprowadzić na dobrą drogę,
zaprzestać środków mizernych,
dać ich duszom zapomogę.
UPIÓR
Podać rękę czy dać nogę?
SZAMAN
Sprawa pilna jest niezmiernie,
bo człek blady jak owsianka
zachowuje się bezczelnie
i już od samego ranka
bierze cegły, bierze kielnie
i buduje wielkie domy
burząc pięknych drzew korony.
UPIÓR
Podejdź więc duchu wyblakły
niechaj w przyszłość was zabiorę,
czeka was skok w przestrzeń nagły,
zobaczcie swą nędzną dole!
NARRATOR
Wszędzie bloki i wieżowce
trochę dziwnie acz ciekawe,
Gdzie są lasy? Gdzież są owce?
Lecz to nie jest w tym najgorsze,
bo lud chwyta się za gardła,
w końcu nie ma czym oddychać,
miarka widać się przebrała
nie ma tlenu trzeba znikać.
Wizja NAGLE się urwała.
Gwiazdy świecą w głowie świta.
SCENA VII - WIZJE GUBERNATORA
(Szaman, Gubernator, Robotnik, Wódz)
NARRATOR
Słychać butów równy chód,
słońce zaszło zapadł zmrok,
nadleciał kąśliwy chłód,
zbliża się złowieszczy krok,
ziąb dla lasów, serc i dusz
Czy to ów strzelec błędny krok niesie,
czy może Winicjusz strapiony,
czy to diabliki goplany po lesie
lub chochlik w skorupie zamkniony
Pojawia się postać milcząca lecz dumna
skupiona jak wiedźmin na trakcie,
choć jej postura jak u napoleona
to pręży pierś jak harcerz na warcie Choć mały ciałem to lis podstępny
co wiele zrobi dla zysku,
jest sprzedawczykiem, łotrzykiem złodziejem
i panem wsi wielu lub kilku.
SZAMAN
Zebrały się czarne chmury, wkiernicz czeka nas ponury.
NARRATOR
W otoczeniu wiernej gwardii
idzie straszny gubernator,
dwaj dryblasi muskularni.
Pośrodku eksterminator.
GUBERNATOR
Nie wiem co mnie wciąż tu trzyma,
na północy wichry śniegi,
ani rusz nadchodzi zima,
zawrzyjmy ciaśniej szeregi.
ROBOTNIK 1
Panie..
GUBERNATOR
Co ja widzę?!
Tempo pracy znacznie spadło,
patrzę i się wami brzydzę.
ROBOTNIK 1
Mieliśmy wizje magiczną
pracować dalej nie chcemy,
bo jak wszystkie drzewa znikną,
to my wszyscy poginiemy!
GUBERNATOR
Nie chcę słyszeć ani słowa,
boli mnie od tego głowa.
Drewno? Co z drewna wynika?
Ciepła woda z parownika,
raszki i wygodne prycze… tyle rzeczy, że nie zliczę!
ROBOTNIK 1
Z drewna można maszty robić.
SZAMAN
Stalą trzeba je zastąpić.
GUBERNATOR
Wstawka tak nie odpowiednia
jak skrócona cisza poobiednia.
NARRATOR
Nastąpiło poruszenie,
ruch jak w jakim ulu pszczelim,
zaszkodziło to mej wenie,
jeszcze trochę czasu mieli by odprawić znów rytuał,
wzięli halucynogeny lecz wódz prace ich zatrzymał!
WÓDZ
Dziadów już nie odprawiamy,
szaman zmęczony śmiertelnie,
wdychał trujące opary,
myślami jest w świętym lesie!
SZAMAN
Ja decyzję już podjąłem
tak jak Kmicic bronił zamku,
ja bronić puszczy zawziąłem,
więc posłuchaj mnie mopanku,
wzywam duchy bo tak trzeba by powstrzymać los straszliwy,
jeszcze dziś pójdę do nieba,
ale puszcze ocalimy!
NARRATOR
No bo w końcu bez dramatu
jak z powieści szekspirowskiej,
odbiegając od tematu
męki, śmierci i bolączki,
trudno sklecić jest poezje,
które bez końca początku,
uznawane są za wieczne
niezależnie od majątku,
wieku oraz treści wątków.
SCENA VIII - PRZEMIANA GUBERNATORA
(Szaman, Gubernator, Robotnik)
GUBERNATOR
Daj spróbować specyfiku.
SZAMAN
Nie jesteśmy na pikniku.
GUBERNATOR
Ale…
SZAMAN
Nie ma ale,
by wydobyć stąd esencje
weź bucha, nie mniej, ni więcej!
GUBERNATOR
Lubię tamte wasze śpiewy
(próbując)
prawie jak burgery Ewy!
SZAMAN
I Marianki.
GUBERNATOR
Ach, jak ja kocham watrzanki!
ROBOTNIK 1
Temu znowu co się stało?
SZAMAN
Wchodzi w trans zakuta skało.
NARRATOR
Wszędzie bloki i wieżowce
trochę dziwnie acz ciekawie,
Gdzie są lasy? Gdzież są owce? Lecz to nie jest w tym najgorsze,
bo lud chwyta się za gardła,
w końcu nie ma czym oddychać,
miarka widać się przebrała
nie ma tlenu trzeba znikać.
Wizja NAGLE się urwała.
Gwiazdy świecą w głowie świta.
SCENA IX - MORAŁ
(Wszyscy)
NARRATOR
Jak w deszczu słońce szyki mąci
tak dzień noc czarną zastąpi.
Już świtało gdy NAGLE! Coś się rusza!
To tylko gubernator wypadł z rąk morfeusza.
Cały jest wymęczony jeszcze z ognikami w oczach,
twarz jak u trupa co wyszedłszy z deski grobowej poszedł się napić wody sodowej.
Nie! Lasu wycinać nie można,
ale absolutnie wykluczone,
trzeba cofnąć daną zgodę,
wnet wszystko odwołamy
i w mig całość posprzątamy.
GUBERNATOR
Dalej! Do roboty!
NARRATOR
Chociaż w zatarciu tej sprawy nie było żadnej przeszkody,
gorzej było podczas sporu o 10 dniowe gacie Jody.
Gubernator się odmienił,
poszedł z nami na ugodę,
tak jak las się puszczą mienił
tak i my wraz z Panem Bogiem
razem puszcze stworzyliśmy,
mimo wielu przeciwności
tylko się utwierdziliśmy
do decyzji tej słuszności.
I tak kończy się ta krótka historia
jak wypalająca się pochodnia,
dwóch mistrzów nad mistrzami
tej sztuki kreatorami,
włożyli w tę lirykę dusze swe i głowy
o to jest o nich wzmianka w tych napisach końcowych.
]]>Last modification on
12.07.2020 | Franciszek Kieliszewski
Piękne, cudowne, pachnące, staranne, oryginalne. Nasza radość w chwili dostania plakietek była nie do opisania. Niestety nie można takich miłych rzeczy powiedzieć o reakcji na wiadomość o tym, że trzeba je przyszyć jeszcze dziś do śniadania… Nagle znikąd okazało się, że połowa drużyny nie umie szyć. Kiernik przyszył plakietkę do munduru ale niestety przy okazji do własnych spodni. Paweł pożyczył igły od chyba każdego z drużyny i je wszystkie zgubił. W końcu, z lekkimi problemami, każdemu udało się przyszyć plakietkę. Następnym razem jak nas spotkacie to patrzcie na lewe ramię i podziwiajcie 😉.
Projekt plakietki wykonał znajomy wybitny artysta i malarz, były drużynowy Bindugi, a obecnie nasz hufcowy - Jakub Matusewicz.
]]>Last modification on
Noc 11-12.07.2020 | Franciszek Kieliszewski
Pewnej nocy na obozie, Joda (oboźny) wszedł do naszego namiotu (namiotu Wyder). Powiedział „Wstawać wstawać!”. Większość zastępu zaczęła się zbierać i rozbudzać i tylko ja powiedziałem „Po co?!” i poszedłem spać spokojnie dalej. Po chwili Joda mną potrząsnął (lekko już zirytowany) i powiedział trochę głośniej „Kieeeloooon! Wstawaj!”. Więc i ja zacząłem wychodzić ze śpiwora ale i tak po sekundzie znów spałem. Podobnych prób budzenia mnie było ok. trzech. Jak udało się już mnie obudzić, Joda kazał mi iść za liną przez ciemny las, która podobno prowadziła do „WIELKIEGO ognia”.
Poszedłem więc posłusznie za liną i o dziwo znalazłem ogień, lecz nie był on szczególnie duży. Byłem trochę rozczarowany, ponieważ spodziewałem się czegoś większego po zapewnieniach Jody. Pomimo tego muszę przyznać, że atmosfera i klimat był niczego sobie :)
Gdy zebrała się już cała drużyna, Patryk (drużynowy) wstał w indiańskim stroju i opowiedział nam o próbach jakie mali chłopcy musieli przebyć aby udowodnić swoje męstwo. Przyrównał te próby do obozu harcerskiego, gdzie poprzez różne zadania i wyzwania ćwiczymy swoje umiejętności.
Na koniec powiedział, że każdy zastęp będzie miał swojego ducha, który będzie nas prowadził i wskazywał nam drogę. Namaścił każdego członka wyder jakimś nieokreślonym szlaczkiem na czole i rozdał wszystkim plakietki Puszczy. Po wszystkim wróciliśmy do namiotów i spokojnie mogłem spać dalej. Bez Jody.
]]>Last modification on
06.07.2020 | Antoni Dąbrowski
Ten obóz miał się diametralnie różnic od reszty. Oczywiście nie mam na myśli tego, że miał być nudny. Wyróżniał się faktem, że był organizowany w trakcie trwania globalnej pandemii. Przez to będziemy musieli ściśle przestrzegać zasad narzuconych nam przez GIS w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa. Poza tym obóz się zapowiada całkiem dobrze. Jedziemy nad jezioro Spore, z trzema drużynami - Bindugą, Watrą i Jedynką. Komendantką jest Marysia (była drużynowa Watry), a wicekomendantem jest Kuba (nasz były drużynowy przed rozbiorami Bindugi). Ten obóz w przeciwieństwie do poprzedniego będzie mieć tematykę, którą mają być Indianie.
]]>Last modification on
24.06.2020 | Jan B. Waligóra
Poniedziałek nie różnił się wiele od innych kwarantannowych poniedziałków: wstałem, zjadłem śniadanie i miałem zamiar zająć się moim swetrem, na który poświęciłem już zbyt dużo czasu. Siedzącego tak w swoim własnym domu, słuchającego muzyki i robiącego na drutach w skąpym odzieniu zastał mnie Patryk (drużynowy) i zarządził alarm mundurowy. Jako iż różne części umundurowania miałem taktycznie rozłożone po całym domu, owy alarm zajął trochę czasu (ok. 10 min). Zaraz po zameldowaniu się w pełnym mundurze, miałem usłyszeć moje zadanie - zrobić sobie zdjęcie z którymś z kandydatów na prezydenta i zadać mu kilka pytań.
Choć na samo zadanie zareagowałem dość oszczędnie, to w mojej głowie działy się rzeczy niestworzone. Potwierdziło się moje najgorsze przeczucie, że próbą będzie spotkanie się z kimś ważnym. Na początku sam źle zrozumiałem treść. Myślałem, że pytania są najważniejsze, że trzeba będzie się umówić z którymś z prezydentów na godzinę i przeprowadzić wywiad, jednak szybko sprostowałem wszelkie niejasności. Najważniejsze było zdjęcie, pytania przy okazji, przynajmniej przy przebiegu próby, którego spodziewał się Patryk.
Rozpocząłem przygotowania od telefonu do mojego zaufanego człowieka ds. około politycznych - Jana Alechniewicza. Razem z nim doszliśmy do wniosku, że w ostatni tydzień przed wyborami trudno będzie kogoś spotkać w okolicy, więc obmyśliliśmy strategię. W środę jedziemy do Inowrocławia zrobić sobie zdjęcie z Krzysztofem Bosakiem, spotykającym się tam właśnie ze swoim elektoratem. Jeszcze była druga opcja, telefon do pana Waldemara Witkowskiego, ale szczerze wątpiłem w powodzenie tego wyjścia, jak się później okazało, niesłusznie. We wtorek zadzwoniłem do ww. i wbrew moim przeczuciom, Pan Waldemar odebrał telefon osobiście i zgodził się spotkać. W środę, następnego dnia, zadzwoniłem znowu i ustaliliśmy spotkanie na 12:30 na placu Cyryla Ratajskiego. Tam, razem z wcześniej wspomnianym Janem, spotkaliśmy się z owym kandydatem. Zadaliśmy mu dwa pytania:
Wywiad:
Po tym 5-cio minutowym spotkaniu poczułem wielką ulgę. Jako, że tłukłem się do Poznania 50 minut, nie chciałem poprzestać na 30 minutowym pobycie. Jak zamierzałem, tak zrobiłem. Parafrazując mema - po wywiadzie poszliśmy na herbatę.
]]>Last modification on
18.06.2020 | Tymoteusz Jóźwiak
W czwartek, 18 czerwca, odbyła się zbiórka naszej drużyny. Ze względów bezpieczeństwa uczestniczyliśmy w niej zdalnie, z naszych domów. Zbiórka dzieliła się na trzy „pokoje”. W każdym z nich mieliśmy do wykonania zadanie. W pierwszym doskonaliliśmy wiedzę na temat symboliki krzyża i lilijki harcerskiej. W drugim pokoju tematem przewodnim były węzły, natomiast w trzecim - szyfry. Pomimo drobnych problemów technicznych, zbiórka była ciekawym zamiennikiem tradycyjnych form działalności drużyny.
]]>Last modification on
01.01.2020 | Patryk Niedźwiedziński
Nasz Zastęp Zastępowych został zaproszony na sylwestra organizowanego przez Bractwo Wędrownicze. Ostatecznie pojechałem ja i Kiernik, a Joda dołączył do nas na miejscu (wracał z akcji Korpusu Hufca).
Dotarliśmy po południu 31 grudnia do szkoły w Juszczynie. Po szybkim obiedzie i paru rundach tenisa stołowego rozpoczęliśmy zabawę. Nie zabrakło klasyków w postaci poloneza, belgijki itp., a o 23 zjedliśmy tradycyjny bigos. Impreza trwała do późnych godzin.
]]>Last modification on
23-24.11.2019r. | Filip Olszewski
Dawno, dawno temu…, a tak serio to 23-24 listopada 2019 roku odbył się pierwszy biwak naszej drużyny. Biwak odbył się w Kórniku, do którego pojechaliśmy autobusem i graliśmy w grę właśnie o tym mieście. Najpierw poszliśmy odłożyć rzeczy do salki koło domu Plastra (zaprojektowaną przez jego rodziców). Po jakimś czasie od rozpoczęcia gry (w jakiejś połowie gry) zaczęło nam się robić zimno, pomimo tego, że Kórnik jest bardzo przytulnym miastem (tak jak mówi piosenka). Całe szczęście w domu Stacha Kowalskiego znajdował się punkt. Wypiliśmy przepyszną herbatkę i się ogrzaliśmy, a naszym zadaniem było oszlifować papierem ściernym szable Stacha. Po punkcie w domu Stacha gra trwała dalej np. byliśmy w Muzeum Kórnickim gdzie mieliśmy zrobić sobie zdjęcie z obrazem Białej Damy.
Gdy gra się skończyła poszliśmy do salki na obiad - przepyszną pomidorową, którą zrobiła Mama Plastra. Po obiedzie graliśmy w gry w stylu Mafia i robiliśmy scenki na temat Kórnika, a po jakiś 3 godzinach zjedliśmy kolacje. Następnie poszliśmy na ognisko, na którym ja i Franek Kiernicki byliśmy strażnikami ognia oraz każdy zastęp pokazywał swoją scenkę.
Następnego dnia wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy plecaki i posprzątaliśmy salkę. Potem poszliśmy na Mszę Świętą, która trwała na tyle długo, że spóźniliśmy się na autobus. Całe szczęście zostaliśmy zaproszeni przez Stacha, aby poczekać większość czasu u niego. Skończyło się to dla nas super, gdyż idealnie zdążyliśmy na autobus. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie 😉
]]>Last modification on
28.09.2019r. | Jan B. Waligóra
Biwak nasz zaczęliśmy od zbiórki przed Tesco przy Serbskiej. Po zebraniu się wszystkich zdeklarowanych druhów, przy drobnej jeszcze niepogodzie, wyruszyliśmy do fortu 4A, miejsca mających jeszcze nastąpić ważnych zdarzeń dla jeszcze Bindugi.
Po zjawieniu się na miejscu i prędkim rozstawieniu namiotów przy już na dobre hulającym deszczu, zabraliśmy się za wspólne jedzenie w namiocie Bernikli. Deszcz nam nie odpuszczał, jednak nie z takimi trudnościami przyszło nam się mierzyć. Po posiłku szeregowi rozeszli się do namiotów nie spodziewając się jeszcze tego co spotka ich w nocy…
Tymczasem komenda obecna, przyszła, ZZ obecny i przeszli do wnętrza ww. fortu i zaczęli obradować nad losem Bindugi, mającej dopiero powstać Puszczy i przekazaniem. Ustalenia były następujące;
Komenda:
Zastępy:
Rybołowy (zastępowy Antek)
Bernikle (zastępowy Ignacy)
Kormorany (zastępowy Wojtek)
Komenda: 1. Patryk Niedźwiedziński (drużynowy) 2. Jan B. Waligóra (przyboczny) 3. Jacek (członek Korpusu Hufca [dalej: KH]) 4. Rafał (członek KH)
Zastępy:
I próbny (zastępowy Jan Paweł)
II próbny (zastępowy Plaster)
Wydry (zastępowy Franek)
Po radzie szeregowi zostali obudzeni i po krótkiej grze testującej zgranie i sprawne oko zastępy dostały się do wnętrza fortu, gdzie przy uroczystym kominku, w towarzystwie kilku bratniaków, odśpiewaliśmy kilka piosenek. Po części artystycznej przyszedł czas na apel przekazaniowy, na którym obecni członkowie Puszczy otrzymali ciemno-hebanowe chusty z limonkową lamówką. Były już wtedy drużynowy- Jakub Matusewicz- wygłosił przemówienie i pod osłoną nocy odprowadziliśmy szeregowych i ZZ do namiotów i odbyliśmy komendami małą after-radę. W końcu i nami owładnął Hypnos.
Z rana nastała pobudka, choć lekko nieprzytomni szeregowi niezbyt byli chętni do działania po nocnych rewelacjach, złożyli namioty i zabrali się za służbę dla fortu, zbierając śmieci wokoło niego. Podczas służby ja i Antoni rozłożyliśmy grę terenową „Szturm na strefę 51”, przygotowaną przez nas i Dominika. Po grze Puszcza i Binduga budowały własne zamki, które musiała zniszczyć drużyna przeciwna. Po wygranej Bindugi nastał czas na wspólny posiłek, po którym przeszliśmy pod Tesco i zakończyliśmy biwak.
]]>